czwartek, 31 października 2013

Koniec kryzysu - czyli zgoda z Bestią.

Jak już wspomniałam w poprzedniej notce, ostatnia awantura znacząco oczyściła atmosferę między mną a Cezarem.
Nasz księciunio teraz wie, gdzie jego miejsce i znów zaczął się mnie słuchać.
Na dowód mam dzisiejszy spacer, który był idealny :) Poszłam z nim daleko od miasta, na tor motocrossowy i łąki do niego przylegające.
Cezar idealnie wracał na każde zawołanie. Miałam nawet przygotowany filmik, ale strasznie dziś wieje i film nadaje się do "kosza", bo bez dźwięku to już nie to samo.
Ale mam zdjęcia.



Cezar przez cały dwu-godzinny dzisiejszy spacer utrzymywał się mniej więcej w takiej odległości. I był z tego zadowolony :) 

Po spacerze natomiast grzeczniutko siedział i patrzał się jak buszuję po internecie :P Do tej pory w sumie siedzi, zawsze tak robi :) 
Jestem z niego strasznie dumna. I z siebie też. Że nie poddałam się kryzysowi i dałam radę wrócić świetność naszym relacjom :)
Następna notka o naszym asortymencie ;p



środa, 30 października 2013

Awantura - czyli to co w Czarku najgorsze

No i stało się. Wykrakałam :) 
Mój idealny piesek kilka dni temu postanowił pokazać, na co go tak naprawdę stać. Chyba przypomniało mu się że jest malamutem, że zbliża się zima i czas na swawolę.
Zaczęło się od tego, że od kilku dni Cezar zachowywał się conajmniej dziwnie. W zeszłą środę na treningu kompletnie mnie ignorował, nie interesował go smaczek ani zachęta w postaci zabawy. Co chwilę coś rozpraszało jego uwagę.
Ja źle odczytałam sygnały i wzięłam to rozkojarzenie za pobliską cieczkę. A tymczasem to było po prostu nieposłuszeństwo.


A na piątkowym spacerze durna pańcia postanowiła zaufać pieseczkowi który do tej pory nie sprawiał zbyt wielkich problemów. I spuściłam go ze smyczy, jak zwykle, na pobliskim polu.
Na początku wszystko było normalnie, Cezar biegał, szarpał się ze mną szarpakiem co chwilę odbiegając by obwąchać jakiś krzaczek.

Problemy zaczęły się gdy postanowiłam wracać do domu. Wołam psa "Cezar, do mnie, idziemy", a on, bestia jedna, diable wcielone, wzrokiem dał mi jasny przekaz. Nie. 

Nawoływanie przez pierwsze 45 minut. Naprzemiennie z zachęcaniem do aportu, rzutem piłką i posyłaniem w jego stronę niezliczonej ilości smakołyków. Po tym czasie zaczęłam dosłownie błagać o powrót (bardzo mi się spieszyło) lub się obrażać, wyzywać i udawać że idę do domu bez niego.
A Cezar, pan i władca świata, przez cały ten czas wąchał kwiatki w odległości maksymalnie 10 metrów odemnie... Za nic nie dając się jednak złapać...

W końcu, po 1,5h wrzasków i próźb nie wytrzymałam psychicznie, i się poryczałam :) Przed oczami stanęły mi wszystkie chwile gdy tak świetnie nam się współpracowało, a tymczasem patrzałam jak właśnie, po dwóch latach "Wyszło szydło z worka...".
Jaśnie pan gdy zobaczył że przegiął, przyszedł oczywiście by mnie pocieszyć....
.....
.......
.........
Oj, ale dostał w tyłek.. Aż mam wyrzuty sumienia. W końcu znam złotą zasadę, by psa nie bić.
Ale musicie zrozumieć, on zrozumiał aż za dobrze. Nie wytrzymałam tego psychicznie. Pomyślałam "O nie, jesteś mój gnoju i mnie się będziesz słuchał". I obrywał w tyłek za każdym razem gdy nie chciał wykonać komendy (siad, leżeć, stój).

Skończyło się na tym że znów współpracujemy ze sobą. I to jak nigdy dotąd.
Myślałam że wiem o malamutach, szczególnie o moim osobniku prawie wszystko. A jednak okazało się że w kwestii charakteru nie jestem tak obeznana. Nie zauważyłam, że przez ciągłe pochwały i nagrody pozwalam by pies powoli acz skutecznie wchodził mi na głowę. I w końcu mnie zdominował a ja by odzyskać kontrolę muszę teraz kłaść go na glebę wzrokiem przy każdej najmniejszej oznace buntu.
Jak dotąd jednak ta metoda działa. Awantura oczyściła atmosferę, Cezar wrócił na najniższe miejsce w hierarchii i wie, że jak się nie posłucha to znów oberwie.

Szkolenie metodami pozytywnymi i nagradzanie psa to bez wątpienia dobry sposób na naukę. Jednak przychodzi czasem taki moment gdy trzeba pokazać psu gdzie jego miejce. Szczególnie posiadając taką rasę.

czwartek, 24 października 2013

Sztuczkowanie z malamutem

Dziś postanowiłam poruszyć temat sztuczek i komend. Czy tak niezależnego i upartego psa jak malamut, można nauczyć podawania łapy czy przychodzenia na zawołanie? 
Owszem. Można. Z pomocą odpowiednich środków*
*środki: szynka, serek, ciasteczko, herbatnik... itp.
Mals to ogromny łasuch. Bardzo lubią dobre rzeczy. Dlatego najlepszą motywacją dla nich jest żarcie :) Jeśli masz w ręku smaka, masz wierność i oddanie tego psa.
Mój Cezar to wzór tych cech. On chyba myśli że ma na imię "masz".
Ale przejdźmy do pochwalenia się, co udało mi się na nim wymusić : 

  • Przywołanie : rzecz podstawowa. Ja wołam słowami "Cezar (zwrócenie uwagi), chodź masz (przybiegnięcie)". Działa, choć oczywiście nie zawsze i nie od razu. Ten pies wróci do mnie, gdy będzie miał na to ochotę :)

  • Siad - podstawa 
  • Leżeć  
  • Daj łapę 
  • Daj głos  
  • Bang-Bang / zdechł pies  
  • Obrót

  • Ukłon


  • Łap 
  • Zostaw 
  • Zostań 
Wiem, że uwiecznianie tych komend aparatem to nie szczyt marzeń. Ale nie mam "kamerzysty".
To nie wszystkie sztuczki czy komendy które potrafi wykonać Cezar, ale jedyne które mogę sfotografować bez pomocy osoby trzeciej.
Reszta to:
- hop (przez coś)
- tutaj (na coś)
- deska ( przednie łapy na blat/ przedmiot)
- kontakt (chodzenie przy nodze napierając na nią)
- Buziak
- wstydź się (szlifujemy)
Potrafi też wykonywać komendy zaprzęgowe, jak : Szybciej, Wolniej, Stop/stój, Lewo, Prawa, Ruszaj. Musimy je jednak jeszcze poćwiczyć przed sezonem "saneczkowym", bo jaśniepan udaje że nie słyszy :)
Większość fot dzisiejszych. Udaliśmy się na długi spacer korzystając z pogody :)
Na zakończenie, zdjęcia mojego wspaniałego czyściusieńkiego pieseńka, gotowego by ułożyć się pod pierzyną i zasnąć (ahhh, te bagna, jego słabość)


środa, 16 października 2013

Pieska aktywność

Malamuty to bezsprzecznie rasa która potrzebuje dość dużej dawki ruchu na codzień. Piszą o tym wszystkie poradniki i artykuły dotyczące rasy, powie wam to każdy posiadacz tego psa.
Mój pies jednak różni się pod tym względem od innych :) Cezar to LEŃ. Konkretny. Opanował umiejętność poruszania się w jak najbardziej wydajny sposób, by nie tracić energii. Potrafi "na skróty" przejść po łóżku czy przeczołgać się pod stołem byle nie musieć go obchodzić. 
Przy wyjściu na spacer owszem, tryska entuzjazmem. Jednak znika on już po wyjściu z klatki lub załatwieniu potrzeb. Takie "ja swoje zrobiłem, wracajmy". 
Jednak po kolei. W domu, Cezar najbardziej ceni sobie sen. Nie należy mu w nim przeszkadzać bo będzie marudny :) 




Nie żeby przeszło mu wraz z wiekiem szczenięcym, o nieee, zrobiło się gorzej :) 




Na dworze w Cezara wstępuje odrobina diabła, i szaleje. Szczególnie uwielbia robić to zimą, na polach. (zeszłoroczne zdjęcia, nie, nie wytrzasnęłam śniegu :p )




Szarżuje przez śnieg z zawrotną prędkością. Czasem trwa to nawet....  15 minut :) Po tym czasie wraca i domaga się zapięcia na smycz i ciągnie do domu :) Zdarza mu się zdrzemnąć nawet na spacerze.

Latem, najczęściej zwiedza spokojnie teren. Czasem pobiegnie za patykiem. Poza tym, robi to co kocha najbardziej na świecie : śpi :)
Nie myślcie sobie że się tym nie zmartwiłam. Przecież nie bez powodu zdecydowałam się na aktywną rasę. Więc gdy Cezar zaczął tak się zachowywać (a właściwie to zawsze taki był ale szczeniakowi się wybacza) przestraszyłam się że to jakaś choroba i poszłam do lecznicy na badania. Sprawdzili mu krew, tarczycę i co się tylko da (łącznie dałam ponad 250zł za wyniki) i okazało się że mam okaz zdrowia a jego zachowanie to czyste lenistwo.
A więc jestem posiadaczką wspaniałego LENIWEGO malamuta (choć te słowa powinny się wykluczać).
Jednak nie zrezygnowałam z aktywnego życia. Codziennie zabieram (mimo protestów) Cezara na spacery, co 2-3 dni na treningi lub w czasie upałów nad jezioro by popływać.
Mimo moich szczerych chęci jednak Cezar daje z siebie tyle, ile musi, a po dotarciu na miejsce kładzie się i odpoczywa :)
Szczęście że chociaż treningi (zaprzęgi) nam wychodzą. Czy raczej wychodziły, w zeszłym sezonie. Bo aktualnie po podczepieniu do wózka Czarek spojrzał na mnie ironicznym wzrokiem i ani się ruszył. Więc zaczynamy od nowa, z oponą.

Jeśli natomiast chodzi o aktywność malamutów ogółem, jako całej rasy, to znając kilka osobników tej rasy mogę śmiało stwierdzić że mals malsowi nierówny. Zdarzają się osobniki typu "żywe srebro", których wszędzie pełno, są narwane, aktywne i szalone. Ale często zdarzają się malamuty spokojniejsze i bardziej stateczne. Lub tak jak mój po prostu leniwe.
To na jakiego malamuciaka się trafi to tylko kwestia przypadku. I nie zawsze pomaga wybranie najmniejszego i najspokojniejszego szczeniaka z miotu, bo mój pies był akurat najruchliwszy i największy i zobaczcie co wyrosło ;p. Trzeba szykować się na najgorszą (lub najlepszą, kwestia poglądów) wersję psa.
Moim zdaniem na to, czy nasz malamut będzie aktywny mamy też duży wpływ my sami. Jeśli od małego przyzwyczaimy szczeniaka do ćwiczeń, to będzie się on ich domagał w przyszłości. Nie ma jednak co liczyć na to że jeśli nie będziemy z nim wychodzić to nagle mu się "odechce" i zmieni się mentalnie w mopsa. To pies który wymaga codziennie conajmniej godzinnego aktywnego spaceru. I nie ważne że w pracy nawał obowiązków, że dużo zadane, że śnieżyca za oknem albo że boli głowa. To pies za którego trzeba wziąść pełną odpowiedzialność, przemóc się i iść mimo że na zewnątrz -20 stopni i pada.
Malamuty to wspaniałe psy. Które potrzebują tak samo wspaniałego właściciela.


Fakty i mity dotyczące Malamutów (oraz niektórych Husky). Trochę prawdy.

Dziś postanowiłam poruszyć temat różnych malamucich cech, które mogą spędzać sen z powiek wielbicielom oraz przyszłym posiadaczom rasy.
Tak jak w przypadku poprzedniego posta, wezmę "zagadnienie" i opiszę je przez pryzmat własnego doświadczenia z Cezarem.
Zastrzegam że to wyłącznie MOJE DOŚWIADCZENIA więc mogą się one różnić od innych, nie wiem, może mój pies jest inny.
A więc :
  •  Łagodny, przyjacielski pies - owszem, malamut to pies o wspaniałym rodzinnym charakterze. Pamiętajmy jednak że charakter psa w dużej mierze zależy od właściciela. Choć to psy z natury łagodne, postępując w niewłaściwy sposób możemy z powodzeniem wyhodować psa-mordercę

  • Dominujący charakter - to zależy. Wiele poradników oraz stron poświęconych tej rasie twierdzi, że to psy o twardym niezależnym charakterze nadające się dla ludzi z doświadczeniem w poskramianiu psów. Ja jednak jestem dość sceptycznie do tego nastawiona. Z moich obserwacji wynika, że malamutciątko to stworzenie niezmiernie inteligentne i jeśli tylko będzie miało taką możliwość to wykorzysta to na swoją korzyść. Do tego psa trzeba po prostu dotrzeć. Załapać wspólny język i Z NIM współpracować (podkreśliłam, bo w większości ras to pies ma współpracować z człowiekiem, w wypadku północniaków jest na odwrót to my musimy nauczyć się pracować z psem). Malamut jest cwany, będzie kombinował by jego było na wierzchu. My musimy być cwańsi.

     
  • Niewierność - słyszałam opinię, że malamut nie jest psem jednego człowieka, nie przywiązuje się, spuszczony ze smyczy nie zawsze wróci. Teoria podparta faktem że psy zaprzęgowe często zmieniały właścicieli i musiały sobie z tym radzić. BZDURA. Malamuty to psy niezwykle wierne i oddane swojemu właścicielowi. Z tym że właściciel musi sobie na tą wierność zasłużyć. Jeśli źle traktuje się psa, a ten znajdzie miłość i pocieszenie u kogo innego, nie ma co liczyć że wróci. Tak jak w poprzednim puncie, faktem jest że w malamucim mniemaniu to on sam jest na pierwszym miejscu. Jeśli będzie szczęśliwy - będzie wierny i to ponad przeciętną. Pamiętam historię o Husky czy Malamucie ze szczecina który kilka miesięcy sterczał przy bramie w której pan go zostawił, nie dawał się odciągnąć. Liczył że ukochany właściciel wróci. Dodam, że te psy mają niesamowitą orientację w terenie i potrafią niczym Lessie znaleźć dom oddalony o wiele kilometrów.

  • Aktywność - pies aktywny, w większości, ale to temat na osobną notkę.

  • Kiepski stróż - to akurat prawda. Z malamuta, mimo postawy, stróż marny. Nie nadaje się do pilnowania posesji. Z radością wpuści złodzieja oraz z wielkim zapałem pomoże mu wyciągnąć łup na sankach :)

  • Problemy w kontaktach z innymi psami - to również zależy od wychowania. Odpowiednio socjalizowany, obyty w towarzystwie psów malamut będzie psią duszą towarzystwa.

  • Nieposłuszność - nie można w ich wypadku mówić o nieposłuszności. Ten pies poprostu nigdy nie będzie bezwzględnie wykonywał naszych poleceń, najpierw to przemyśli. Jeśli chcemy z tym psem coś osiągnąć, trzeba nauczyć się go motywować i kombinować tak, by pies myślał że wyszło na jego oraz że robi to wszystko z własnej nieprzymuszonej woli :) Niedługo dodam listę kilku tricków które pomagają w przywoływaniu tego psa, szkoleniu go czy sztuczkowaniu :)

  • Tylko do domu z ogrodem - nigdy w życiu. Moim zdaniem i patrząc na moje doświadczenia, malamut to pies mieszkaniowy. Najlepiej czuje się będąc blisko właściciela na codzień i tylko tak można się nim w pełni nacieszyć. Taki pies marnuje się w kojcu, tam nadają się rasy stróżujące. Oczywiście jeśli ma się podwórko to jest to niebywały komfort dla psa. Nie powinien on jednak mieszkać tam, w budzie cały rok. Ze względu na jego radosny rodzinny charakter, ciapowatość i przywiązanie powinien on mieszkać z człowiekiem na codzień. A na ogród można psa wypuszczać. I mając na opiece dobro psa i ogrodu, najlepiej pod czujną obserwacją. A to dlatego że :
        • malamut to zapalony ogrodnik i żadne kwiatki nie są przy nim bezpieczne
        • to wrodzony uciekinier, i jeśli znajdzie dziurę w ogrodzeniu to nie potraktuje jej jako dziury, raczej jak furtkę i nieme przyzwolenie na spacer
        • to wariat, a więc może wytarzać się w błocie czy czymkolwiek innym a kąpiel takiego psa nie należy do przyjemności
        • jest to rasa dość mało nadal znana, przepiękna i ufna a więc z łatwością ktoś może otworzyć furtkę i wziąść sobie w posiadanie naszego najlepszego przyjaciela (uniemożliwiając mu powrót do domu)

  • Ciągnięcie na smyczy - wiele ludzi sądzi że jak pies jest psem pociągowym z natury, to musi ciągnąć. A tymczasem malamuta można tego oduczyć tak samo jak każdego innego psa. Ale nie w szelkach. W szelkach się nie da. Próbowałam. W obroży to jednak całkiem łatwe należy postępować tak jak z każdym innym psem. Mój Cezar na smyczy idzie luźno, czasem pociągnie tylko do jakiegoś interesującego krzaczka ale zaraz się poprawia. To jaka jest historia rasy nie może być wymówką, bo gdyby tak było, to każdy York polowałby na gryzonie (a tak nie jest) każdy Beagle gonił by za tropem ujadając a każdy Border Collie zaganiałby owce/ludzi/dzieci/autobusy. Instynkt psa da się poskromić dzięki pracy. A więc malamut wcale nie musi ciągnąć.

  • Niesamowita ilość włosa podczas linienia i ciężka pielęgnacja - tak, te psy linieją obficie, jest to jednak wciąż do ogarnięcia. Wystarczy w okresie linienia (u psów raz do roku, u suk dwa razy do roku, tak, u psów tylko raz) wyczesywać psa codziennie dobrą szczotką. Czasem jest tego wiadro, czasem dwa, ale w końcu sierść się kończy (na jeden dzień). Poza okresem linienia pielęgnacja ogranicza się do przeczesania psa co jakiś czas, oraz sezonowej kąpieli. Sierść malamuta oczyszcza się sama a więc po powrocie ze spaceru wystarczy poczekać aż pies wyschnie i będzie czysty, a na posłaniu zostanie kupka piachu :)


  • Nietolerancja dla innych zwierząt (małych) - kwestia wychowania oraz psa. Są osobniki które z chęcią mimo próźb, błagań i zakazów zeżrą kota czy chomika. Są osobniki przyjazne. Dużo zależy od pierwszego kontaktu psa z danym zwierzęciem. Gdy przyniosłam pierwszego szczura do domu miałam mieszane uczucia. Pokazałam go psu, a on powąchał i chciał capnąć gdy mała się wyrywała. Zabroniłam, położyłam szczura na podłodze i nie pozwalałam psu go dotknąć. Po kilku dniach takich sesji Cezar przestał próbować a nawet zaprzyjaźnił się ze szczurem :) 



    A więc Malamuciątko jest tylko psem, jakich wiele. Rasa ta, podobnie do husky obrosła w wiele mitów oraz przekonań. A tymczasem to zwierzę które zostało stworzone do pracy z człowiekiem i to my w największym stopniu decydujemy jaki będzie nasz pies.

poniedziałek, 14 października 2013

Jak go wychować? - czyli trochę prawdy o Alaskan Malamute

Z góry napomnę, że mój pies, pomimo faktu że jest dziś wzorcowym przedstawicielem rasy, mógł zachowywać się w całkiem odmienny sposób od innych malamuciątek. Każdy szczeniak chowa się inaczej, więc moje doświadczenia z tą rasą mogą być dalekie od standardów. 

Dziś postanowiłam rozwiać pewne wątpliwości dotyczące tej rasy.

 Jak prawie każdy uświadomiony właściciel malamuciątka, przed przyjazdem psa do domu zdążyłam naczytać się różnych artykułów dotyczących rasy. I ogarnęła mnie panika "Na co ja się porywam??". Wątpliwości, niezdecydowanie, wręcz paniczny strach przed popełnieniem błędu... Szczególnie w pamięć wbiły mi się artykuły z strony "mals.pl", te o nazwach "jaki jest malamut?" , "Alaskan malamute FAQ" oraz "Z czego zrezygnować dla malamuta?".
Teraz jednak, po dwóch latach, wiem że większość tego co przekazują to czarnowidztwo.
Nie chcę uwłoczyć autorom tych "poradników", być może lepszym rozwiązaniem jest pisać, jak może być, niż później ratować kolejnego północniaka z łańcucha?

Ja jednak podjęłam decyzję. Napiszę jak jest naprawdę. Przynajmniej w moim przypadku.
Zaraz po przyjeździe Cezara do domu, byłam przerażona. Postanowiłam jednak podejść do "potwora" tak, jak podeszłabym do każdego innego psa, i wychowywać go na luzie, bez paniki.

Pierwsza rzecz, jaka dała się we znaki, to poranne wycie. Wiele północniaków to robi. W moim wypadku problem był podwójny, ponieważ mieszkam w bloku, wiecie, sąsiedzi.
Rozwiązanie? Najprościej jest zebrać się w sobie i zamiast bezskutecznie uciszać psa, zabrać go na spacer. Z biegiem czasu udało mi się Cezara przestawić z 4.00 na 5.20 o której to wstaje się i wychodzi do pracy. I tak, dziś mam malamuci budzik który równo o tej godzinie przepięknie wyje :) Choć w weekendy nieraz miałam ochotę wywalić psa przez balkon :P Ahh, te wschody słońca... 

Drugim problemem była oczywiście odpowiednia socjalizacja szczeniaka. Mals, północniak, twardy i niezależny charakter (ha ha), musi być odpowiednio socjalizowany. To akurat problemem nie było, bo konkretnie olałam kwarantannę poszczepienną i wychodziłam z psem regularnie w miasto by poznawał jak najwięcej bodźców. Oczywiście kwarantanny nie ignorowałam całkowicie, nie pozwalałam psu pić z kałuży, lizać trawy (i cholera wie czego jeszcze), jeść odpadków i spouchwalać się z bezdomnymi psami. Rezultat? Pies nie boi się niczego, kocha cały świat, nie ma problemów z psami.


(one się bawią)



Rzecz trzecia, najgorsza. Jak ułożyć takiego psa? Jak z niezależnego, upartego samca zrobić domowego pupila? Sprawa rozwiązała się sama, ponieważ okazało się że silny wilczy charakter malamuta można poskromić nawet o tym nie wiedząc. Kochając go, poświęcając mu czas, karcąc instynktownie, obserwując go i poprostu żyjąc z nim w jednym domu. Wiele z codziennych problemów rozwiązuje się samo. 
Dla przykładu, jedzenie. Nie chciałam aby pies skakał na mnie gdy trzymam miskę. Gdy tak robił, karciłam słowem, odkładałam michę i czekałam. Załapał za drugim razem. Do dziś nie skacze.
Tak samo drzwi. Nie każdy lubi, gdy pies obściskuje go zaraz przy wejściu do domu, dlatego ja Cezara zawsze odsyłałam do pokoju i kazałam czekać aż usiądę. Wtedy mógł podzielić się swoją miłością.
Przy obcych ludziach, zastosowałam zasadę, że szczeniak schodzi im z drogi. Od małego nie pozwalałam mu się cieszyć jak ktoś przychodzi do domu. I tak jak w wszystkich przypadkach malec od razu się dostosował, i do dziś ustępuje ludziom w progu a miłością dzieli się wyłącznie o to poproszony.
Na wiele innych spraw i zachowań nie zwróciłam uwagi, poprostu działałam. Jeśli uważnie obserwuje się swojego psa i od małego nie pozwala na zachowania niepożądane, to wychowanie go jest banalnie proste. Szczeniak uczy się sam, żyjąc z człowiekiem na codzień. Jeśli od pierwszego dnia zbuduje się mocną więź z psem, nie ma się czym martwić. Szczyl będzie próbował nas zadowolić i szybko sam załapie co wolno a co nie, po odpowiednich wskazówkach.
Malamuty to niesamowicie inteligentne i bystre psy. To bardzo pomaga w ich prowadzeniu. One, jakby to powiedzieć, "czytają między wierszami". O ile owczarkowi (przykład) musisz jasno określić cel i pokazać co jest dobre a co złe, o tyle malamutek załapie to sam.

Będę kontynuować ten temat, jednak dziś już idę spać. A na koniec, kilka słit foci Cezara z szczenięctwa :) 





sobota, 12 października 2013

Największa ciapa jaką świat widział, czyli trochę o Czarku obecnie.

Imię: Cezar
Wiek: 2 i pół roku
Waga: 44,5kg (czego wcale nie widać)
Wzrost : 67cm w kłębie
Do tego cztery łapy, nos, ogon i 42 ząbki.
Słowem, kawał psiska. Takie mi oto stworzenie wyrosło z tej małej, dwu-kilogramowej puchatej kulki jaką przywiozłam z Warszawy.
Jest nieco ponad normę wyrośnięty, szczególnie waga jest sporo większa od tej przewidzianej we wzorcu, jednak oceńcie sami, chyba nie jest otyły :)



 Od wzorca odbiegają jego uszy, które są dziwnie zakrzywione. Ale to już moja wina. Jeśli się przyjrzycie poprzednim fotkom zobaczycie że jako szczenior uszy miał dobre. Ja niepotrzebnie je kleiłam i podawałam kurze łapki by sztywno stały. Teraz są nieco zakrzywione, ale to tylko dodaje mu uroku, moim zdaniem :) 

To kwestię fizyczną mamy za sobą. Teraz rzecz w moim psie najważniejsza : charakter.
Charakter Cezara można bardzo trafnie określić jednym słowem : CIOTA :) Trochę obraźliwe, ale to fakt. Zwykłam mówić że mój pies to 45kg miłości i kompletne zero agresji.
Cezar kocha wszystko i wszystkich. Przed strasznym "panem odkurzaczem" jest w stanie zawzięcie bronić nawet kawałek papierka czy stary kapeć.
Kur się boi, szczury moje uwielbia, ptaki co prawda przegoni ale jestem pewna że gdyby znalazł rannego nic by nie zrobił. Nawet muchy są przy nim bezpieczne :)
Jeśli chodzi o ludzi, jego nastawienie do nich jest widoczne gołym okiem na zdjęciach. Każdy może się do niego przytulić, przypadkowemu przechodniowi pozwoli na wszystko.
Dzieci nieraz na nim jeździły, tarmosiły, szarpały. A on był wniebowzięty :) 







No i tak sobie z tym przytulasem żyję. Ten charakter też jest kwestią rasy nie wiedziałam jednak że malamuty są aż tak łagodne :) Czasem tego żałuję, na przykład gdy on zawzięcie ciągnie do kolejnego dziecka. Ale to że mam ciapę zamiast psa ma swoje plusy. Mogę mu ufać w każdej sytuacji.

piątek, 11 października 2013

Powitanie, przedstawienie, pokazanie - czyli wszystko co musicie wiedzieć o moim psie :)

Blog ma być jego, a więc to od niego zacznę.
Mój pies to dwu i pół letni samiec rasy Alaskan Malamute, o imieniu Cezar.
Na świat przyszedł jako dziecko miłości, i tak już zostało. Mianowicie jego mama Shanti postanowiła oszczenić się w walentynki 2011, i tak też się stało.


A tu mamusia: 



Szybki kontakt, "zamówienie" i po sześciogodzinnej jeździe pociągiem już Czaruś był mój.
Jego imię wyszło jakoś samo z siebie. Miał być Brutus, albo Trezor, rozmyślałam nawet nad Vidarem. Ale już w pociągu, gdy dwumiesięczny szczyl zaczął panoszyć się po przedziale jak władca, oczywiste było że to Cezar, nikt inny :) (foto z podróży)



No i tak od dnia 10-go kwietnia 2011 roku żyjemy sobie pod jednym dachem i codziennie uczymy się siebie na nowo.
Na szczęście okazało się że nie taki malamut straszny, jakim go malują. Od pierwszego dnia załapaliśmy wspólny język i moim skromnym zdaniem nieźle nam to życie idzie.
W dniu dzisiejszym Cezar ma +/- dwa lata i osiem miesięcy. I wygląda tak (10.10.2013)






Stworzyłam też serię zdjęć na YT które pozwalają nieco lepiej przyjżeć się jego rozwojowi. Oto filmik. 
Stworzyłam też serię zdjęć na YT które pozwalają nieco lepiej przyjżeć się jego rozwojowi. Oto filmik. 
 Blog będzie o codziennym życiu z tym "potworem" w owczej skórze. Mam nadzieję że uświadomi on parę osób jakim obowiązkiem jest posiadanie tej przepięknej i wspaniałej rasy. Są plusy i minusy. Czy watro, ocenicie sami. Ja poprostu przedstawię wam, jak przeżyć z nim na codzień.

Obserwatorzy nie działają? kliknij obrazek!