wtorek, 24 marca 2015

Socjalizator

Szczeniak mojej koleżanki skończył niedawno 10 tygodni, jest już po kwarantannach więc socjalizujemy go pełną parą.
Na szczęście dała się namówić że u Amstaffów jest to niezwykle ważne, więc chodzimy na spacerki w różne miejsca, i staramy się jak najbardziej zaprzyjaźnić nasze psy. Ostatnia sesja odbyła się w Angeliki mieszkaniu, my piwko, piesy tulaski :) 

Cezar często nie ma cierpliwości do małego irytującego szczyla, ale da się go ogarnąć, całe te zabiegi to dla niego duże wyzwanie, bo ze szczeniakami raczej do czynienia nie miał.
Powarkuje na młodego, czasem coś tam na niego zajazgocze dlatego w jego towarzystwie jest mocno pilnowany. Ale jak na razie nie mam większych zastrzeżeń.


Młody chciałby się bawić, a Cezar nie bardzo wie jak, by go nie uszkodzić :) 
Uroczo razem wyglądają, a księciunio zachowuje się jak poirytowany starszy brat. Robi też niesamowity hałas z zazdrości gdy ktoś na mieście zachwyci się SZCZYLEM a nie CZARUSIEM. Nie przywykł do tego. 


Ale jak mówię większych zastrzeżeń do obu psiaków nie mam, miejmy nadzieję że wszystko pójdzie dobrze i papiś będzie psem bez większych odchyleń.
Jak na razie pozytywnie :)

Piękne ten ast ma te gały.... o_O

sobota, 21 marca 2015

Bardzo zły początek roku ....

Ledwo zdążyłam uporać się ze śmiercią Azy, a już muszę żegnać kolejnego domownika.
Właśnie wróciłam od weterynarza, u którego Bella zakończyła swoje życie...
Zaczęło się od tego że 3 dni temu szczurka strasznie spuchła na pyszczku. Zaczęła też szybko oddychać, mało jadła. Widziałam że się męczy.

Najmłodsza to ona już nie była, bo skończyła 2 lata. 
Ostatnimi czasy nie była już w dobrej kondycji, schudła, mało się ruszała, potrafiła cały dzień i noc spać budząc się tylko na karmienie. Wiedziałam że to "końcówka" bo miałam podobne przeżycia z LouLou.
Jednak gdy jej pysk zaczął przypominać raczej chomika niż szczurka, postanowiłam że trzeba jej w ostatnich dniach ulżyć, by się już nie męczyła. 

Rodzina oczywiście poleciła mi wypuszczenie jej w pola (by coś ją zeżarło) lub podanie trutki (by w ciągu 3 dni zgniły jej bebechy) ja jednak nie umiem tak drastycznie postąpić.
Nie mam pieniędzy, Bellcia trafiła akurat na "koniec miesiąca", a renta przychodzi 1-go, ale postanowiłam spróbować...
Poszłam z nią dziś do kliniki weterynaryjnej, i opisałam sprawę. Koszt badania i ewentualnego uśpienia = 35zł. Poryczałam się i powiedziałam że mam tylko 20zł... Uprzejmy wet zgodził się pomóc.
Zrobiliśmy USG - płyn w płucach, guz w klatce piersiowej. Maksymalnie tydzień życia, w męczarniach, udusi się. A więc zastrzyk...

Papierki, podpisanie "eutanazji" i do widzenia... Ciałko zostawiłam u nich, nie wyobrażam sobie że miała bym jeszcze ją pochować...
Początek roku bardzo pesymistyczny, najpierw Aza, teraz Bella, do tego choroba Cezarka.
A i szynszylek za długo u nas nie pomieszka, bo okazało się że chłopak ma na niego alergię (i tylko na niego) więc staramy się go odsprzedać, w końcu ma dopiero 5 miesięcy...
Nie wiem jak ja się teraz pozbieram, Bella była mi bardzo bliska... 
Szczury są wspaniałe, ale tak krótko żyją....

Pamiętajcie o ShoutBoxie! ---->

czwartek, 12 marca 2015

DIY - Nas też to dopadło!

Coś co kiedyś nazywało się Handmade, teraz mówi się na to DIY, a tak naprawdę jest to samoróbka. Wielu właścicieli czworonogów oraz innych zwierząt lubi samemu sklecić zwierzakowi jakąś zabawkę czy akcesorium. Ale w świecie zwierzolubów takie zabiegi są nadal dość nowe, na co dzień pracę własnych rąk wykorzystują rozmaite kury domowe w codziennym sprzątaniu/ozdabianiu domu.
Ja jestem połączeniem kury domowej z zwierzomaniaczką, więc oczywiście nadaję się do tego idealnie.

Moja mama była krawcową, mój tata od 25 lat pracuje na szwalni (dla wojska) więc i ja jestem z maszyną do szycia dość dobrze zaznajomiona. Za małolata dostawałam opieprz za połamane igły w maminym Łuczniku :) 
Od kiedy w moim domu pojawił się pierwszy szczur, szyję hamaki. Było tego naprawdę mnóstwo. Nie jest to zbyt skomplikowana rzecz uszyć taki domek, trzeba mieć tylko podstawową znajomość geometrii i odrobinę wyobraźni. A szyć trzeba często bo szczury żrą to na potęgę! xD
1. Hamak Domek - Uszyty dla Lou-Lou, ukochany, przygryziony lewym ząbkiem ale przepięknie wyglądał. Materiał był dość sztywny więc wszystko się świetnie trzymało :) 


2. Domek materiałowy trójkątny - Uszyty dla dwóch szczurzyc, boczne ścianki dodatkowo usztywnione kartonem. Szczurzyny nie wiedzieć czemu wolały spać na górze niż w nim. Czasem jak się pokłóciły, jedna spała na parterze a druga na piętrze :)



3. Norka - znalazłam stary polar, zaszyłam rękaw z jednej strony, a z drugiej wszyłam pod warstwę materiału spinkę do kabli zapiętą, by się to jakoś trzymało. Młode szczury go uwielbiały, dziwię się jak się tam wygodnie mieściły. 


4. Hamak szynszylowy - zwykła podwójna warstwa materiału (dół sztywny góra futerko) zafastrygowany taśmą parcianą na brzegach by się nie strzępił. Podczepiony na gumie + kółka od kluczy.

5. Hamak Belli - wczoraj skończony, taki sam jak szynszylowy tylko trochę mniejszy i z zielonym futerkiem. Doczepiony na spinacze do papieru, bo brakło mi kółek do kluczy^^



Czytając bloga Ginny, postanowiłam że zrobię też jakieś zabawki dla Cezara, by nie czuł się gorszy. Od zawsze szyję mu szelki, aktualnie mamy 2 pary SLED i jedne norweskie, których opisy dostaliście już w poprzednich notkach (najpopularniejsze ---->)
Wczoraj wzięłam maszynę w obroty i zrobiliśmy :
1. Szarpak warkocz - wyszedł długości jakichś 50cm, a więc taki dłuższy, dość gruby. Postanowiłam że wykorzystam do jego budowy dwa rodzaje futerka, oraz czarny materiał (z braku 3 futerka ;p), żałuję tylko że nie mam tych materiałów w ciekawszych kolorach, ale szyjąc materiały dla wojska szwalnia taty jest dość ograniczona w kolorystyce :) Szare futerko jest z podszewki bluzy z lumpeksu.

2. Piłka na futerku - miała być piłka na sznurku, ale moje sznury nie są zbyt miłe w dotyku. Więc po prostu zrobiłam kilkuwarstwowy pasek materiału i przepchnęłam przez przedziurawioną piłkę tenisową. 

Cezar uwielbia nowe zabawki, długiego szarpaka jeszcze nie mieliśmy i okazało się że jest on strzałem w dziesiątkę, bo jest praktyczniejszy niż krótkie wiecznie obślinione liny :) A piłka wygrywa przy zabawach na dworze, bo fajnie daleko lata, jak to piłka, a w dodatku łatwiej ją przynieść (Cezar łapie za rączkę jak niesie), można się nią szarpać a dziś widziałam nawet jak Czarek sam ją sobie rzucał huśtając ją najpierw na sznurku i podrzucając. Moje kochane psisko.

Swoją drogą zadziwia mnie jak bardzo "dziecinny" i ciągle łatwy w szkoleniu jest ten pies. Bo przecież skończył już 4 lata, a w tym wieku podobno psia inteligencja spada i psy nie łapią już tak szybko komend. Tymczasem nam nauka przytulania misia zajęła jakieś 10 minut.
Mam zamiar nauczyć go dostawiania i chodzenia w kontakcie bo zawsze mi się to podobało. Ale czekamy na lepszą pogodę by schodzić na działkę.
DAJCIE ZNAĆ ŻE TO CZYTACIE. Dodałam Shoutbox ------> Więc macie łatwiejszy sposób na komunikację ze mną :) 

poniedziałek, 9 marca 2015

Zabawka nr.1?

Tytuły moich notek wołają o pomstę do nieba! 
Porobiłam trochę słodkich zdjęć, z okazji naszego pobytu na działce oraz nowego pluszaka Cezarka, więc postanowiłam coś tu wrzucić.
Nie tak dawno temu wybrałam się do Lumpeksu, po "coś", w sumie nie było konkretnego planu. Kupiłam bluzę z futerkiem które świetnie nada się na futerkowy szarpak (obiecałam Cezarowi że też mu zrobię, bo prezent dla Papisia koleżanki bardzo mu się spodobał). No i wychodząc, w koszu z zabawkami, zobaczyłam to cudo : 

Tak, to jest krokodyl. Krokodyla wśród naszych pluszaków jeszcze nie było. Była żyrafa, bóbr, miś, papuga oraz kot sylwester, a także pseudo-piesek w postaci wałka pod drzwi na przeciągi ,  ale krokodyla jeszcze nie było!
Uznałam że za cenę 1zł/sztuka, wezmę go jako nową zabawkę bo powyższe/poprzednie nadają się już do wy....ekhem.... wyrzucenia :) 
Oczywiście piesek ucieszył się jak dziecko, bo nowe, bo fajne, bo jeszcze "wypchane" i ma oczy.
A'propos oczu, już jest jednooki a połowa bebeszków z pyska w tajemniczy sposób znikła...  o_O 

Fascynacja nową zabawką trwa już ponad tydzień, i krokodylek ma zadatki na zabawkę nr.1. Jak już go rozpracuje, będzie z niego fajny szarpak. Pańcia myśli przyszłościowo :) 

Poza tym uczymy się sztuczki "Przytul misia" - długi totodail dobrze sie do tego nadaje. Na razie jesteśmy jeszcze na etapie z podkładaniem pod misia ręki, ale po dzisiejszej sesji Cezar już ładnie obejmuje go łapą nie zwracając zbytniej uwagi na moją dłoń. 

Z uwagi na ładną pogodę zrobiliśmy sobie tresurkę na działce, przypomniałam głuptasowi wszystkie poprzednie sztuczki i dopracowaliśmy "hop" przez coś (taaa wiem to przewrócony stół) 
 



  
Uczymy się kopania w ziemi na komendę, bo szczerze wolę mieć jego zapędy do ogrodnictwa pod kontrolą i określać mu jakieś miejsce na jamę z dala od moich truskawek! :) Próbuję wbić mu do łba że jak mówię "Kop" albo "kopaj" to znaczy że trzeba sobie TUTAJ wyryć jamę i się z niej schować, a nie można tego zrobić TAM. Zobaczymy co z tego wyjdzie.


Proszę was, zostawiajcie komentarze, bo znów odechciewa mi się pisać. Licznik niby się kręci, ale komentarzy nie widzę. Dodałam możliwość pisania z Anonima, proszę o dobre słowo!  

wtorek, 3 marca 2015

Pojednanie bestii


Udało nam się. Przynajmniej takie odniosłam wrażenie.
Zacznijmy od początku. Moja przyjaciółka posiada psa, również Alaskan Malamute, o imieniu Bando. Pies ten jest miesiąc młodszy od Cezara, jest typowym przedstawicielem rasy. Jednak nasze psy nie widywały się zbyt często, gdyż Bando mieszka na wsi 15km od mojego miasta i nie często się tu pojawia, a ja jakoś nie miałam potrzeby tam jeździć. 

Bando ma problemy z innymi psami, szczególny problem miał z Czarkiem (w wieku ok 8msc pokłóciły się o przysmak, pogryzły się i tak jakoś to zostawiłam). Nienawiść między nimi była niesamowita. Bandos, co tu dużo mówić, zamordował by z zimną krwią gdyby nie smycz.
I tak sobie w tej świadomości z moją koleżanką żyłyśmy, rozmawiając o naszych psach, chwaląc się postępami, ale za żadne skarby nie dopuszczając do ich spotkania. 
Do czasu aż w sobotę Angelika nie oznajmiła "Bando jest w mieście, chcesz go zobaczyć?"
Coś mnie tknęło. Naoglądałam się "zaklinacza psów", jakąś tam wiedzę o psach już posiadam, i stwierdziłam, że trzeba spróbować.
(Bando w wieku roku)

Upewniłam się tylko "utrzymasz go jak coś?" i wyruszyłam z duszą na ramieniu.
Pierwsze wrażenie było tragiczne. Bando jest trochę większy od mojego psa, a koleżanka dość drobna, i w momencie gdy ten zobaczył Cezara zamarłam, bo zaczął się rzucać, szczekać, wrzeszczeć, wyrywać i wgl. Czarek się najeżył. Wyglądało na to że ze spaceru nici.
Ja znałam jednak Banda z historii mojej koleżanki, wiem że to psi anioł. Skróciłam Cezara, poradziłam koleżance się trzymać, i stojąc po dwóch stronach ścieżki w odległości jakiegoś 1,5m czekaliśmy aż Bando się uspokoi. Trwało to może 5 minut, przez ten czas rozmawiałyśmy, starając się nie zwracać zbytniej uwagi na psy. Bando się uspokoił. Ale co dalej?
I przypomniałam sobie jeden z odcinków "cesara millana", gdzie mówił on o tym że z wrogimi sobie psami najlepiej jest stworzyć stado. Instynktownie chyba wyczułam że to może być dobry pomysł. Może idąc RAZEM jako STADO przestaną się atakować i jakoś się pogodzą z faktem że IDZIEMY i nie mają nic do gadania, bo to panie są ALFA? 
Skróciliśmy smycze i ruszyliśmy na spacer utrzymując między psami odległość conajmniej metra, w jedną stronę, rozmawiając. Atmosfera była bardzo napięta, Bando co chwila powarkiwał, kilka razy się rzucił, ale dało się go opanować i z czasem tracił zapał. Po około godzinie nastąpił przełom, psy od dłuższej chwili nie zwracały na siebie uwagi, napięcie spadło, więc pozwoliłam Czarkowi podejść do rywala. Najpierw jeden, potem drugi, pod ścisłą kontrolą, obwąchały się. Bando nawet nie warknął. Atmosfera trochę się oczyściła i reszta spaceru poszła już gładko. 

Przez prawie 2 godziny łaziliśmy nad jeziorem, wśród innych psów, z tymi bydlakami. W końcu można było poluźnić smycze. Wyobraźcie sobie jakie miny robili przechodnie, szczególnie ci z "joreczkami" gdy dwa dorodne malamuty szły pysk w pysk środkiem alejki, a za nimi powiewały dwie drobne młode kobiety? :) 

Jestem bardzo zadowolona że zdarzenia potoczyły się w ten sposób i obyło się bez rozlewu krwi i ran szarpanych. Kilka razy Cezar dostawał głupawki z radości, że spaceruje z innym psem! :) Wbrew jego problemom, to pies niesamowicie towarzyski i widzę po nim że chętnie wychodziłby na takie wspólne spacery częściej. Gdy Angelika po spacerze poszła przypiąć swojego psa za domem, Cezar posmutniał i zaczął piszczeć :( Moje biedactwo chętnie miałoby więcej psich przyjaciół. Ale skąd, jak normalnych psów w mojej okolicy jak na lekarstwo... 
Możliwe że teraz będziemy wychodzić z Bandem i Cezarem częściej, za każdym razem jak ten drugi będzie w mieście. No i dochodzi jeszcze fakt, że przyjaciółka ma nowego psa, papisia Amstaffa i jeśli tylko uda się go dobrze zsocjalizować, będziemy mieć czworonożnego kumpla :)
Trzymajcie kciuki. A tutaj słodki papiś na zakończenie (wabi się Skipper) 

Obserwatorzy nie działają? kliknij obrazek!