poniedziałek, 6 czerwca 2016

Maj

Piąta już u nas notka z tej serii. Czyli nasze postępy w tym miesiącu.
Maj kojarzy mi się przede wszystkim z naszymi codziennymi spacerami po kilka/kilkanaście kilometrów.
Z powodu wspólnej rywalizacji dostaliśmy z Cezarem ogromnego kopa i udało nam się w ciągu miesiąca wspólnie przespacerować, uwaga! 215 kilometrów!
Z dniem dzisiejszym odchodzę od swoich postanowień z początku roku związanych z Bikejoringiem, skończyliśmy sezon, być może powrócimy do treningów na jesieni i wtedy znów będę próbowała nauczyć cielaka uciągu i zachęcić go do galopu.

  • Podstawy posłuszeństwa - odkryłam na nowo kliker. Udało nam się po odpowiednim rozgrzaniu mózgu doprowadzić do płynnego wykonywania komend : siad - pac (leżeć) - waruj -  wstań - idziemy (kontakt) - stój (bez siadania) oraz każdą serię zmiany pozycji prawie bez pomyłek. Zepsułam chodzenie przy nodze pozwalając mu wykonywać to ćwiczenie niedokładnie podczas spacerów, i teraz Cezar obraca łbem jak szalony, ale jesteśmy na dobrej drodze. Teraz na cel bierzemy dostawianie do nogi i nieszczęsne komendy z marszu.
  • Skakanie - było kilka treningów frisbee, ale raczej kiepskich. Skacze już dobrze, ale nie ma tej motywacji co na początku. Muszę zainwestować w inny dysk (te są za sztywne) i w domu przekonać go że naprawdę warto to łapać :) 
  • Więcej spacerów z koleżankami i ich psami - udało nam się zabrać psa sąsiadki na spacer. Trzy razy. Zanim sąsiadka zabroniła mi jednak go brać, bo po powrocie z takiej wycieczki (8-9km, 2 godziny) Timi śmierdzi "polami" i trzeba go kąpać.... Na szczęście im robi się cieplej tym więcej ludzi wychodzi z psami, a ja zaczęłam chodzić z Cezarem w miejsca gdzie bywają psiarze. Więc teraz praktycznie na każdym spacerze cielę bawi się z jakimś Yorkostworem czy kundlem :) 
  • Zwiedzanie okolicy - z powodu warunków atmosferycznych (piekło na ziemi) chodzimy tylko nad wodę. A wodę mamy na dwóch trasach. Może pokonam mój strach przed dzikami (szczególnie lochami) i zaczniemy się wybierać do lasu nad rzeczkę. 
Punkty więc odhaczone. A jakie postępy poczyniliśmy oprócz tego?
    • Sztuczki - nauczyłam Cezara wykonywać następujące komendy : Wstydź się, Waruj (aka smutny pies), Bąbelki oraz Wejdź (w tym wchodzenie na wagę łazienkową!) 
    • Waga - mój pies waży obecnie 43kg. Przed kastracją ważył 40kg, w najgorszej chwili 46.6kg. Czyli zrzuciliśmy jakieś 3,5 kg w miesiąc! Mimo to zadziwia mnie że wizualnie pies się nie poprawił, brzuch nadal nie jest podkasany, a między łapkami na klatce piersiowej ma taką kulę skóry/tłuszczu co się trzęsie jak biegnie. Miejmy nadzieję że za jakieś 1,5kg - 2 kg będzie dobrze :) 
    • Przywołanie i zaufanie - nauczyłam się ufać temu psu. Gdy go puszczam nie rozglądam się już panicznie czy czasem nie widać gdzieś innego psa. Nawet jak widać to co? Przecież wiem że się odwoła albo grzecznie się pobawi. Puściłam go ostatnio w lesie (trasa rowerowa dookoła jeziora wiedzie przez las, ale taki las miejski w którym nie ma dużych zwierząt są tylko wiewiórki i szeleszczące krzaki) i pies zachowywał się Idealnie. 
    • Kondycja - czytelnicy tego bloga wiedzą że Cezar od zawsze był energooszczędnym psem. Teraz trochę się to zmieniło, w domu nadal głównie śpi, ale zdarza mu się zapraszać do zabawy, być upierdliwym gdy pani siedzi przy kompie, a około 17-18 wstępuje w niego diabeł i domaga się spaceru. A więc, chcąc nie chcąc, chodzić trzeba :) 
Pozdrawiamy.

Obserwatorzy nie działają? kliknij obrazek!