piątek, 8 kwietnia 2016

Marzec


Nadszedł czas na podsumowanie trzeciego miesiąca tego roku.
Marzec był... ciężki. Z powodu problemów rodzinnych (ehh teściowa) zmuszona byłam przez dwa tygodnie siedzieć 350 km od domu i Cezara.
Przez ten czas oczywiście tatuś psa spasł i wszystko co wywalczyliśmy przez 3 miesiące poszło w d...
Pies jest teraz bardziej w typie malamutów amerykańskich niż sportowych... A ja powoli się poddaję.
  • Galop - byliśmy tylko na jednym treningu rowerem po 3 tygodniowej przerwie. Porażka.
  • Uciąg - na tych kilku treningach pieszych na których byliśmy pies spisywał się dość dobrze. Na szczęście nadal pamięta komendy. Pod stanowiłam jednak bieganie zacząć od powolnego truchtania (słaba kondycja) przy którym pies nawet nie wchodzi w galop tylko idzie szybkim kłusem. Lina w miarę napięta, pies skupiony leci przodem. Jest moc!!

  • Podstawy obedience - za wątróbkowe ciastka zrobi wszystko. Pacamy, w domu nawet Kicamy, chodzimy na normalnych spacerach przy nodze choć okazało się że Cezar ma w zwyczaju wyprzedzać. Nie ogarniam jak zacząć siad z marszu czy zwykłe stój. Totalnie poddałam Frisbee do czasu aż nie schudnie.
  • Spacery z psami - nadal nie mogę namówić nikogo na długi spacer. Ale zaczęłam częściej chodzić w okolice gdzie psy można spotkać lub gdzie są za ogrodzeniem. Ostatnio odnosimy wielkie sukcesy w ćwiczeniu "olej tego burka za płotem" i Cezar potrafi się nawet nie obejrzeć na szarżującego owczarka za siatką. Co do psów na smyczy na spacerze to nadal zależy od sytuacji i psa ale już nie powiewam na drugim końcu smyczy, można go łatwo ogarnąć komendą głosową. W końcu nie buzują hormony.
  • Zwiedzanie okolicy - z racji ze zaczęła się wiosna chodzimy na lajcie. Na szelkach norweskich i sześciometrowej lince. Tak po prostu w ramach wypoczynku. Olać endomondo i spędzić razem czas. Cezar to całkiem fajny pies a ja od nowa zaczynam się o tym przekonywać.
Mieliśmy bardzo leniwy miesiąc. Wydaje mi się ciągle ze bardzo źle robię zarzucając sport na rzecz posłuszeństwa i spacerów. Bo pies wygląda jak wygląda. Ale gdyby ktoś mnie spytał "jeśli mogła byś cofnąć czas to czy zdecydowała byś się na kastrację ponownie?" bez wahania powiem że tak. Zdrowie jest najważniejsze. Ale dopóki nie wyprowadzę się z domu rodzinnego (na co się nie zanosi) nie wiem czy uda nam się uzyskać taką sylwetkę jaką byśmy chcieli...

4 komentarze:

  1. Cóż, nie będę mieć nic przeciwko jeśli jeszcze przez 2 tygodnie się troszkę poleniwicie, a może uda mi się wtedy wygrać rywalizację :)
    Wiem, że miałam Cię motywować w marcu i jak widać wyszło mi to doskonale :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Też nigdy nie osiągnę sylwetki mojego psa taką, jaką bym chciała mieszkając z rodzicami. Szczególnie mama, która pod moją nieobecność dokarmia Kaprysa..

    OdpowiedzUsuń
  3. W nas Suńka tyje m.in. przez to, że jest nieustannie dokarmiana - głównie przez mamę. Łoś podejdzie sobie do stołu, ładnie popatrzy, a jak jeszcze uroczo zachrumka to mięsko jest jego ;)

    No cóż, trzeba wziąć się w garść! Ty i lenistwo? No nie uwierzę!

    OdpowiedzUsuń
  4. Same sukcesy! Masz zdolnego psa :D
    I to chodzenie na kontakcie :o Marzenia... :/

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy nie działają? kliknij obrazek!