czwartek, 17 grudnia 2015

Zimowa nuda

Już troszkę mnie znacie.
Wiecie że jak się nudzę to siadam do maszyny i kombinuję jakieś akcesoria.
Ale ostatnio nudzę się na potęgę. Nie mogę znaleźć pracy jak większość społeczeństwa, w domu za wiele się nie dzieje.
Dlatego zaczęłam zajmować się psem. Jeździmy na treningi, uparcie zrzucamy te 3kg nadwagi a po powrocie do domu gapię się w ścianę i wymyślam co by tu się jeszcze przydało :)
I oto efekty mojej pracy.
W przeciągu ostatniego miesiąca nasz psi koszyk powiększył się o :

  • delikatnie przerobioną obrożę półzaciskową (naszyłam jednak tasiemkę w czarno białą kratę bo ta niebieska mi psuła koncepcję)
  • obrożę na klamrę moro + zielone futerko
  • pasującą moro smycz (naszyta taśma moro na standardową smycz kupioną bodajże w inter marche)
  • nowe szelki SLED - to było wyzwanie na trzy wieczory bo zamarzyły mi się takie podszyte "czymś miękkim" zamiast łysej taśmy. Znalazłam więc piankę i przybliżając wam efekt, paski wyglądają teraz jak zszyte z ramiączek od plecaka.
  • dwa pasy maszera - jeden mój (zielone wnętrze) i jeden zrobiony dla koleżanki
  • lina główna upleciona z grubego sznurka (ma jakieś 120cm)
  • amortyzator
  • smycz typu warkocz przepinana, jakieś 240cm
  • legowisko dla psa (nie mam gotowego bo niestety "poszewka" jeszcze schnie. Wnętrzem będzie po prostu złożona "na trzy" stara kołdra.
  • szarpak warkocz - taki sam jak stary bo tamten się zużył 
No to chyba na tyle na razie :)
Na pewno pojawi się DIY na pas maszera bo uważam że powinnam. Skoro mam sposób to przybliżę go wam i kto wie może komuś uda się zaoszczędzić te 60-70zł :) 
Jak ktoś na coś jeszcze chce DIY  - pisać.


Aaaa i tak na marginesie chciałam wspomnieć że pojawiliśmy się na Facebooku oraz instagramie. Wrzucam tam filmiki i zdjęcia z naszego codziennego życia. Linki znajdziecie w panelu po prawej stronie. Oraz na samym dole po lewej.

środa, 9 grudnia 2015

Wyzwanie od Astora



Chciałam was krótką notką powiadomić o takim o to wyzwaniu na które się natknęłam : Rusz z kanapy cztery łapy!
Bierzemy udział. Bo spodobał mi się pomysł i tyle.
Was także zachęcam do wzięcia się w garść.
Zmotywujmy się nawzajem w ten zimowy leniwy czas :)
Cytując :

-Naucz psa nowej sztuczki,
-Utrwal przywołanie,
-Zrób psie jedzenie,
-Pójdź na dwugodzinny spacer co najmniej dwa razy (uwierzcie, ciężko znaleźć czas!),
-Uporządkuj psie rzeczy,
-Kup lub samodzielnie wykonaj psu zabawkę,
-Przejdź (w ciągu miesiąca) chociaż 20 km,
-Wyczesz porządnie psią sierść,
-Spotkaj się z innym psiarzem (jeśli go nie masz, wybierz się na spacer z psem i swoim znajomym :),
-Wykonaj psu świąteczną sesję,
-Upierz legowisko,
-Upiecz psie ciacha,
-Weź udział w psim konkursie,
-Zacznij walkę z największym psim lękiem!


Powodzenia!
Rozliczamy się po nowym roku !

wtorek, 1 grudnia 2015

Sport to zdrowie!


Po obcięciu księciuniowi jego klejnotów a tym samym odebraniu mu sensu życia na mnie spadła odpowiedzialność za urozmaicanie psu życia.
Okazało się że zgodnie z ploteczkami internautów, piesio po kastracji zaczął tyć. Żywienie "po domowemu" przez nadopiekuńczego ojca odbiło się 4kg w ciągu miesiąca. Nie podoba mi się to. Po ważeniu u weta zrobiłam w domu awanturę jakiej jeszcze świat nie widział. Boją się mnie teraz :)
I Cezar obecnie je TYLKO I WYŁĄCZNIE to co ja mu nasypię do miski. Czyli suchą Bosch Light +olej lniany + co jakiś czas Animonda.
Ale te 4 kg dalej mi się nie podobają. I się ich powoli acz skutecznie pozbywamy.
Postanowiłam spróbować Bikejoringu. Mimo posiadania psa "zaprzęgowego" nigdy tak na prawdę nie zainteresował mnie ten sport. Coś tam próbowałam, ale Czarek zbytnio interesował się poboczem zamiast biegiem, więc zostaliśmy przy starych dobrych sankach a poza sezonem co jakiś czas tarmosił oponę.

Bardzo trudno jest rozpocząć przygodę z jazdą rowerem z psem który nigdy nie nauczył się galopu w SLED. Zawsze poruszał się w jednostajnym truchcie lub wręcz powolnym chodzie.
Pierwszym wyzwaniem okazało się zmuszenie psa do pójścia przodem. Bo przy rowerze trzeba biegać obok koła, tak pańcia nauczyła i tego się trzymał. Pierwsze kilka treningów schodził na bok bardzo często.
Jednak po 7 jazdach najbardziej wyklinam pod nosem na fakt że nasz "Bikejoring" nigdy nie będzie wyglądał jak na tych wspaniałych filmikach w internecie. Gdzie pies leci przed kołem na złamanie karku, ciągnie, cieszy się. U nas wygląda to trochę inaczej....
Ale jest dobrze.
Naprawdę.
Nie wmawiam tego sobie.
Jest lepiej niż się spodziewałam.
Wystarczyło kilka jazd by pies przekonał się że trasa jest ciekawa, co jakiś czas urozmaicana, że 7km to nie masakra, że jedziemy przez pole gdzie są ZAJĄCZKI. I aktualnie piesio sam ustawia się przed kołem, rusza na znak, truchta, momentami galopuje, a przede wszystkim cieszy się. Merda ogonem jak widzi szelki :)
Ja także czerpię przyjemność z przejażdżek, bo pies biegnie w większości równo, nie schodzi co parę metrów na siusiu, zdarza się to raczej sporadycznie. Dalej nie mogę wyjść z podziwu że aż tak bardzo się zmienił.
Można się oczywiście kłócić czy sport który aktualnie uprawiamy można nazwać Bikejoringiem, pewnie nie, jednak nie to jest najważniejsze. Pies się cieszy, ja się cieszę, rower się cieszy, wszyscy są Happy!

Zrobiłam dla was (oraz dla siebie i potomności) filmik z naszych pierwszych jazd. Nie są to nudne powycinane elementy filmików "na pokaz" w momentach gdy pies szedł idealnie. Wręcz przeciwnie, starałam się tak to zmontować by każdy z was mógł ocenić postępy i zobaczyć prawdę - co jest nie tak. Końcówka jest jednak motywująca. Obejrzałam go sobie już kilka razy bo japa mi się cieszy jak pomyślę że wystarczył jednak nieco ponad tydzień i jedziem! :)

Teraz trzeba popracować nad tempem oraz nad tym by lina była napięta i piesio pomagał ciągnąć. Ale połowę pracy mamy za sobą w tak krótkim czasie.
Dumna jestem no! :) Mój leniuszek się wyrabia! :)


P'S Trasa :

poniedziałek, 23 listopada 2015

Pierwszy duży szał zakupowy !

Jak do tej pory raczej więcej oszczędzalam na psie niż wydawałam. Żywienie było chaotyczne, akcesoria szyte własnoręcznie a wszelkie środki pielęgnacyjne raczej tanie lub wręcz ich nie było :)
Od czasu kastracji pies potrzebuje jednak trochę więcej uwagi a ja postanowiłam zapanować nad moją wewnętrzna sknerą. Wiec oto przedstawiam wam pierwsza na tym blogu notkę tego typu.

Pierwszym i najdroższym zakupem była karma. Żywienie psa z wilczym apetytem po domowemu odbiło się dodatkowymi 3 kilogramami w ciągu 3 tygodni wiec kupiłam coś nad czym można panować i dawkować odpowiednio. Padło na Bosch Light + animonda grancarno z wołowina. Bo tanio, bo dobrze, a za 12kg karmy i 12 puszek na krakvecie dałam 116 zł. Co mnie zdziwiło zamówienie przyszło juz następnego dnia (mieszkam na Pomorzu a krakvet ma siedzibę w Wieliczce! :)) 
Kolejne na liście zakupów były dobre smakołyki. Od kiedy przestał być napalonym samcem dużo trenujemy i poważnie się zastanawiam czy nie zabrać się hobbystycznie za coś w stylu Obedience - jego skupienie się na mnie jest zachwycające.
Przy smakołykach wybór nie był trudny : jakieś trenerki do sztuczek oraz fenomenalne patyczki od Alpha Spirit. Są bardzo wydajne i wbrew pozorom dość tanie i wygodne. Za 16szt u mnie dałam 10zł. Na jeden trening zużywam 2-3 patyczki.
No i KOŚĆ :) 

Trzeba też było zadbać o wygląd naszej kochanej cioteczki. Do naszej skromnej szafy dołączyła nowa smycz typu lina. Codzienna, wygodna, tym razem w czerwonej kolorystyce. Nasz 3 letni warkocz dożył końca swoich dni i teraz robi za line główna na treningach. Smycz kosztowała 36zl. Ostrze sobie ząbki by na święta zamówić jednak komplet z warkoczem od Dogstyle. Pożyjemy zobaczymy.

No i ostatnie nie mniej ważne akcesoria to witaminki oraz duża butelka oleju lnianego by mimo utraty męskości piesio dalej prezentował się pięknie i żył zdrowo.
Pozdrawiamy z najlepszych treningów od zawsze.

Nie no, żart! 

Cześć!

czwartek, 5 listopada 2015

Kastracja bezszwowa - pierwszy tydzień.

Zgodnie z prośbą postanowiłam dokładnie opisać wam przebieg całego zabiegu (z mojej strony) oraz pierwszy tydzień po powrocie od weta.
Zaznaczam jednak że opisuję tutaj tylko Cezarowy przypadek a sam zabieg jak i to co się dzieje później zależy głównie od weterynarza, rodzaju operacji i znieczulenia oraz od samego psiaka.
A więc tak .... :

Dzień 0 (środa, 28/10)
Pies dostał ostatni posiłek o 12.00.

Dzień 1 (czwartek, 29/10)
Dzień zabiegu. O 5 rano pies napił się ostatni raz. O 10.30 wyszliśmy. Wzięłam codzienną smycz i obrożę oraz kaganiec w razie czego. No i książeczkę.
Po dojściu na miejsce szybka rozmowa z panem i pies dostał "głupiego jasia" poprzez zastrzyk. Wyprowadziliśmy go na trawkę przed klinikę ponieważ pies miał dostać torsji i możliwe ze popuści. Tak też się stało.
Po względnym znieczuleniu psa (miękkie nogi) wprowadziliśmy go do gabinetu.
Gdy z psem nie było już kontaktu weterynarz i asystent przenieśli go na "kołyskę", jeszcze przy mnie pies dostał znieczulenie miejscowe w jajeczka , pozwolono mi go pogłaskać i wyproszono z sali.
Dla relaksu poszłam do koleżanki na kawę będąc pod telefonem.
O 12.30 dostałam połączenie i cała w nerwach pobiegłam do kliniki :)
Pies nadal leżał w kołysce nieprzytomny, jego "klejnoty" wyglądały jak kawałek surowego mięsa potraktowanego tłuczkiem a wet stwierdził że zabieg się udał. W mojej obecności pies dostał dwa zastrzyki przeciwzapalne a do ran został wpuszczony miejscowy antybiotyk.
Ściągneli go nadal nieprzytomnego (chrapał w niebogłosy!) i położyli na kocyk. Po około 1,5h siedzenia w pokoju przejściowym spytałam czy można by go jednak wziąć do domu. Zgodził się. Kompletnie nieprzytomny Cezar wylądował na legowisku w znajomym domku.Wedle naszych informacji pies miał zacząć budzić się po 4-5h od zabiegu (15-16) ale tak naprawdę pierwszy kontakt z nim był około 18.00 (czarek zawsze był śpiochem)
Czarek zsiusiał się 2 razy przez sen i trzeba było zmieniać. Przy wybudzaniu zrobił się drażliwy. Oblizywał się, podrywał łeb na każdy głośniejszy dźwięk a około 20 zaczął się wiercić z miejsca na miejsce. Ale kontakt już nim był, rozumiał polecenia, patrzał w oczy.
Około 21 pies był już względnie obudzony i przekomiczny ! xD Próbował już chodzić choć nogi mu szły nie po kolei, wywalał język, popiskiwał i robił dziwne miny do ściany ^^
O 23 zaczął mocno piszczeć jakby za potrzebą więc wyszliśmy na pierwszy spacer choć martwiłam się i po schodach wolałam go znieść (45kg!).
Zrobił siusiu jak dziewczynka, trochę podreptał po trawce i do domu.
Całą noc przespał spokojnie.

Dzień 2 (piątek, 30/10)
Pobudka około 10.00. Założenie kołnierza, obejrzenie ran. Są dwie, około 2,5cm na mocno napuchniętym worku. Telefon do weta, kazał obserwować jakiego koloru jest wydzielina oraz czy nie puchnie nic w kierunku siusiaka. Pierwszy spacer około 11.30 z małą asekuracją na schodach za pomocą chustki pod brzuchem. Siusiu jak panienka, kilkanaście metrów spaceru i bunt : ja chcę do domu!.
Około 15 pies zaczął sugestywnie popiskiwać na lodówkę więc nakarmiłam go rozmoczoną karmą mimo że miałam to zrobić dopiero wieczorem. Żal mi go było no :)
O 21 spacer już w miarę pewnie. Siusia jak panienka jedno duże siuuuuuu.
Spanie w kołnierzu bez rewolucji.

Dzień 3 (sobota, 31/10)
Pobudka o 7 i obejrzenie ran. Porobiły się częściowe strupy, opuchlizna nie zeszła ale worek zrobił się już w miarę normalnego koloru. Zaczął się sączyć żółty płyn (normalne). 
Pies ma wilczy apetyt. Spacerki już normalne, choć obolałe. Około 15 pierwsza "kupa", bardzo bolesne doświadczenie... O 21 pies pierwszy raz od kilku dni podnosi nogę (pańcia dumna!).
Dzień 4 (niedziela, 1/11)
Pies nadal wiecznie głodny. Spacery normalne. Przez moją nieuwagę po 15 po posiłku zerwał sobie strupka (sic!). Decyzja o nieufności wobec psa i 22h/dobę Czaruś nosi antenkę.

Dzień 5 (poniedziałek 2/11)
Czarek znów zaczął znaczyć teren, jednak robi to zdecydowanie rzadziej i nie lecą po 3 kropelki a spora kałuża :) Kompletny brak zainteresowania innymi psami. Próbował pogonić kota.

Dzień 6 (wtorek, 3/11)
Byliśmy na spacerze w "rozproszeniach" nad jeziorem. Piesek ma już całkiem dobre samopoczucie. Wąchał trawę ale dało się go od tego oderwać bez siłowania się, potrafi iść przy nodze póki go nie zwolnię na dłuższą smycz (jeeeaaah!). Kompletne zero reakcji na inne psy, czasem tylko uszy nastawi jak któryś szczeka. Podczas sztuczkowania o wiele lepszy kontakt wzrokowy z psem, księciunio odmawia jednak wykonania "siad" xD 

Dzień 7 (środa, 4/11)
Nadal je za dwóch (a przynajmniej chciałby). Po szybkim spacerze w deszczu pod klatką spotkaliśmy naszą nieszczęsną cieczkującą amstaffkę. Cezar bez szaleństw, przywitał się jak gentelmen, zaprosił do zabawy, trochę się napuszył w samczy sposób ale nie widziałam reakcji na cieczkę. Od czasu zabiegu skończyło się też bezpowrotnie mam nadzieję skomlenie pod drzwiami i obszczekiwanie psów spod klatki.

Dzień 8 (dziś).
Zamówiłam karmę w wersji Light bo największą zmianą jaką widzę w psie jest jego apetyt. Strupy wyglądają bardzo ładnie, ale wet powiedział że dość długo się na tym osobniku się to wszystko goi więc na ich odpadnięcie poczekamy pewnie kolejny tydzień. Do tego czasu pies chodzi w antence.
Na koniec macie zdjęcie mega agresywnego po kastracji psa (bajania mojego ojca) :

Mam nadzieję że takim sposobem opisu całego tygodnia wyczerpałam wszystkie wasze pytania ale gdyby jednak coś was jeszcze interesowało, nie krępujcie się, piszcie. Można zadawać pytania na SB w lewym panelu bloga lub bezpośrenio na maila czy w komentarzach.

P'S Antenkę zrobiłam sama, mocowana na sznurowadło, a szyję chroni polarowa opaska/szaliczek.
PP'S Mam świetny kontakt z wetem dlatego wszystko wyglądało w ten sposób. Normalnie dzieje się to w taki sposób jak w innych lecznicach, zostawiasz psa, odbierasz wieczorem i do widzenia. Ale ja musiałam być przy mojej perełce przecież! ^^ 

niedziela, 1 listopada 2015

Kastracja


D-Day nastąpił 29.10.2015 (czwartek).
Podjęcie decyzji o kastracji mojego ukochanego pieska było ciężkie. Przez kilka miesięcy przeszukiwałam internet, rozważałam wszelkie za i przeciw oraz obdzwaniałam weterynarzy.
Zawsze posiadałam i zawsze byłam bezgranicznie zakochana w psich samcach. Za ich błysk w oku, nutkę dzikości i silne instynkty. Cezar wydawał mi się w tej kwestii psem idealnym i zrównoważonym.
Niestety, do czasu.
Od kiedy Cezar skończył 3 lata zaczęło się intensywne znaczenie terenu, i głodówki kilka razy w miesiącu.
Jednak to szło wytrzymać. Najgorsze z psa wyszło gdy do naszego bloku piętro niżej wprowadziła się suczka amstaffa (grudzień 2014). Od czasu jej pierwszej cieczki (jakoś w kwietniu) z psem było coraz gorzej.
Obsikiwanie co drugiego krzaczka (na dystansie 100m zatrzymywał się średnio 10-12 razy - mówimy o centrum miasta), lizanie siuśków, niemożliwość utrzymania psa przy nodze (wyrywanie ręki) i to co najgorsze- wielodniowe głodówki i głośne ujadanie przy drzwiach. To była codzienność. Suczka tak blisko to było jednak za wiele.
Decyzja o kastracji przeciągała się tylko ze względu na mój strach przed samym zabiegiem, oraz niejasne pogłoski jakoby ten zabieg miał wpływać pogarszająco na niedoczynność tarczycy - a jak wam wiadomo było podejrzenie u Czarka tej choroby.
Jednak po ostatnich informacjach od weta oraz znaczącej poprawie stanu sierści Cezara po zwykłych lekach przeciwalergicznych postanowiłam : A co mi tam. Przecież jego jajca i tak nie są mi do niczego potrzebne (nie zamierzam rozmnażać), a co ma pomóc to nie zaszkodzi.
Tak więc w Czwartek o godzinie 11,00 Cezar dostał "głupiego jasia" i zostawiłam go w rękach "najstarszego weta w mieście".
Kastracja została przeprowadzona metodą bezszwową, a pies był w domu (co prawda nie do końca przytomny) już około 14.30.
Na dzień dzisiejszy wszystko jest w jak najlepszym porządku, choć za wcześnie by odetchnąć z ulgą. Rany są nadal niezasklepione choć powoli robią się strupy.
Jeśli chcecie wiedzieć więcej o całym zabiegu, pierwszych godzinach po, oraz następnych kilku dniach mogę zrobić po tygodniu notkę z przebiegiem całego zajścia. Wystarczy tylko wyrazić taką chęć w komentarzu.

Cezar oficjalnie został ciotą.
Pozdrawiamy.

niedziela, 25 października 2015

Alergia na zdrowie

Od dawna zmagam się z tajemniczą chorobą Cezara.
Wyłysienie na szyi postępowało w tempie dość powolnym lecz skutecznym.
Pisałam wam o tym tutaj : KLIK
W najgorszym okresie wyglądał tak :


Pierwsza diagnoza (styczeń) : brak witamin. Dostaliśmy suplement diety + olej z kwasami omega 3 i czymś tam jeszcze (140zł + wizyta). Po 2 miesiącach zero skutku - leki skończyły się po miesiącu ale nakazano czekać i obserwować.

Kolejna diagnoza (marzec) : alergia. Wykluczona bez badań z powodu zbyt powolnego postępu i zbyt równomiernego rozprzestrzeniania.

Trzecia diagnoza (kwiecień) : Choroba tarczycy. Konieczność wykonania dodatkowych specjalistycznych badań.
Tutaj zatrzymaliśmy się bo brzmiało to dość prawdopodobnie (ahh te internety). Jednak weterynarz prowadzący zachorował i nie było jak tego potwierdzić.
W końcu się wkurzyłam i wykonałam to co było możliwe. Morfologia + podstawowa biochemia bo badania enzymu T4 nie można wykonać w okolicy. WSZYSTKO W NORMIE!!!
No i byłam w kropce.

Z powodu choroby naszego Weta zmuszona byłam poszukać innego gabinetu. I trafiłam do "najstarszego weta w mieście", małego prywatnego gabineciku w domu rodzinnym, do weta który zajmuje się głównie bydłem.
Poszliśmy do niego z wysypką spowodowaną pchłami (Cezar zawsze był na nie wrażliwy). Czarek dostał 3 zastrzyki przeciwzapalne, krople na pchły (marki Vectra) i jakieś kremidło na widoczne zmiany. Rzecz miała miejsce 15 września.
I ku mojemu zaskoczeniu od tamtej pory sierść zaczęła odrastać w tempie ekspresowym!
Tak wyglądała prawa strona szyi na dzień 15.10.2015

A tak jeszcze 2 miesiące wcześniej :



Efekty są porażające. Ale dlaczego tak?
Z takim pytaniem wybrałam się do naszego wybawcy.
Pan Weterynarz ignorując kompletnie diagnozy poprzednich specjalistów, wysłuchując mojej wersji choroby stwierdził "Na moje oko to od samego początku była zaniedbana alergia na pchły".
Niestety, testów alergicznych u niego nie zrobię, do Szczecina jeździć nie chcę więc przez zimę postanowiliśmy z zaangażowaniem walczyć z każdą najmniejszą pchłą.
Jestem pełna nadziei. No i tym razem wydałam zaledwie 40zł (plus 2x 40zł na krople na pchły) i widać kolosalne efekty. A Cezar nawet jeszcze nie zaczął linieć ! :) :) :)
(lewa strona była gorsza, ale już widać na niej kilka kłaczków, a kryza od spodu jest piękna i gęsta, łyse placki całkowicie zarosły)

wtorek, 20 października 2015

Gotowi na mróz! czyli trochę mojego nieróbstwa.

(Gotowi na zimę!)

Kilka tygodni temu straciłam etat. Od tego czasu szukam pracy i względnie się byczę.
Zdążyłam już zrobić porządki w całym domu, nauczyć się piec ciastka, Cezar opanował chodzenie w kontakcie (jakieś 5m jest w stanie przejść przyklejony do łydki).
Wmusiłam w psa jedzenie suchej karmy, szykujemy się do treningów, a mimo to nadal się nudzę.
A co wtedy robię?
Oczywiście akcesoria dla psa! I tak oto w tych kilka jesiennych dni powstały :
1. Obroża półzaciskowa (półzacisk taśmowy) czerwono - niebieska.
Mężczyźni w domu uznali że jest "pedalska" i nie zgadzają się ubierać w to psa pomimo tego że kupiłam pasującą czerwoną smycz :) 

2. Obroża półzaciskowa (półzacisk taśmowy) czarno- niebieska.
Stała się codzienną, bo jest mięciutka, idealnego rozmiaru i koloru i pasuje do naszej ulubionej przepinanej niebieskiej smyczy typu warkocz.

3. Obroża półzaciskowa (półzacisk taśmowy) biała w czerwoną kratę.
Uszyłam ją bo spodobała mi się taka ratanowa tasiemka w naszej pasmanterii. Ze względu na biały polar raczej nie jest używana zbyt często. Dostała plakietkę: wyjściowa (bo każdy powinien mieć coś ładnego na specjalne okazje).

4. Obroża z klamrą. To nasza stara wiosenna futerkowa obroża w której wymieniłam podszycie bo się zużyło (po cud-miód-padlince) 

Dlaczego tak dużo? Proste, obroże podszyte polarem nasiąkają wilgocią i ciężko schną a nie chcemy pieska przeziębić!
Także jesteśmy gotowi na mrozy. Choć może aż tak ciepłe obróżki nie będą konieczne bo Cezarkowi sierść zaczęła odrastać. Chyba wreszcie po 2 latach ganiania po różnych klinikach znaleźliśmy lek. 
Ale to temat na osobną notkę.
Pozdrawiamy ! 

niedziela, 11 października 2015

Cud, miód i padlinka...

Podczas jednego z ciepłych jesiennych popołudni postanowiłam zabrać Cezara na widokówkę by trochę się poruszał.
Przy okazji zaopatrzyłam się w Frolic i ćwiczyliśmy przywołanie.
Te ostatnie (gdy dotarło do niego że serio nie zbiję) było wręcz idealne.
Ciężko jednak było go pochwalić... Po spacerze nie dało się obok niego stanąć po nawietrznej!


Oto film przedstawiający "Dlaczego nie wychodzić z psem na aktywny spacer w nowej obroży".
W rolach głównych :
Czyściutka wyprana obroża z futerkiem
Cezar
Zdechły ptak.



Podsumowując : Obroża polarowa i zdechły gołąb to nie zbyt dobre połączenie.

środa, 7 października 2015

Długie jesienne dni.

Zanim rozpoczniemy sezon treningowo/zaprzęgowy w pełni, trzeba najpierw zająć się nie cierpiącymi zwłoki zadaniami :
1. Uszyć/kupić zimowe obroże na wyłysiałą szyjkę Cezara.
2. Zorganizować nową smycz przepinaną (najlepiej kolejny warkocz) bo ten dogorywa po 2 latach użytkowania zaczęły z niego iść "nitki"
3. Wykastrować pieska (to już podjęta decyzja)
4. Wybrać się do Weta celem zbadania co to w końcu się z tą szyją dzieje. Bo bez leczenia odrasta.

Ja organizuję pieniądze, odkładam skrzętnie każde drobne do skarbonki w kształcie psa, a Cezar w tym czasie w pełni oddaje się swojej ulubionej czynności.
Oto cały tydzień, w przekroju.
Poniedziałek

Wtorek

Środa

Czwartek

Piątek

Sobota

Niedziela


Fajnie tak, prawda? :)
Zastrzegam że to zdjęcia tylko z zeszłego tygodnia :) 
I że tak zacytuję wikipedię :
"Są psami przystosowanymi do niskich temperatur i ciągłej pracy, potrzebują odpowiedniego zajęcia w postaci np. zawodów z odpowiednio ciężkim uciągiem, biegania przy rowerze lub regularnych bardzo długich spacerów. Nie znoszą samotności i bezczynności. "

 I na tym zakończmy ten aktywny post.

czwartek, 1 października 2015

Moje TOP filmików o psach.

Filmiki o psach które w jakiś sposób mnie poruszyły. Postanowiłam podzielić się z wami tymi wrażeniami . Bo każdy lubi czasem coś fajnego pooglądać.
Kolejność nie ma znaczenia. 

• Filmik o psich sztuczkach, nie takich normalnych typu "stanie na jednej łapie" przy których zwierzę jest porównywane do klauna akrobaty. Chciałabym umieć nauczyć tego Czarka :)     P'S Szczególnie chciałabym móc wysłać psa do kąta! 2:00


• Utwór grupy HUNTER. Choć muzyka nie w moim klimacie to tekst do mnie trafia.
"Jest Niebo tuż nad ziemią. Wystarczy się pochylić"

• To pewnie znacie. Filmik na temat przerasowienia. Lubię czasem do niego wracać i sobie zniszczyć humor. 

• No to jak już jesteśmy przy niszczeniu humoru....



No i na tym koniec filmików spoza konkretnej sfery. Na prawdę chciałam wam udowodnić że nie jestem kompletnym świrem na punkcie północniaków.... Cała reszta jest już związana z moją pasją :)

• Filmik mojej znajomej z Zapytaj, z którą przegadałam kilka ładnych godzin na PW o naszej wspólnej pasji. Muzyka wgrana idealnie, psy przepiękne. Dobrze przekazany klimat treningu i cała magia tych psów. To z tego utworu pochodzi cytat którym dość często się posługuję :


Nigdy nie zapomnę
Jak czułam się w tamtym momencie
Stałam się wolna......




• Po prostu teledysk. Piosenki która powstała w hołdzie Finnmarksløpet - norweskiemu wyścigowi psich zaprzęgów. Nie rozumiem ani słowa, ale klimat piosenki, rytm i teledysk trafiają do mnie :) 


•  No i to co mnie porusza. Filmik o Sled Dogs. Tych prawdziwych... Po angielsku, więc lepiej poradzą sobie z nim ludzie którzy znają ten język. Dla niewtajemniczonych pojawiają się tam takie słowa jak: " I like to run with the dogs becouse it's my escape from the world "

" I like the dog's better than i like most of people"
" The dog's are sleeping with us in house, all fifteen :) "
" Huskies just have something more, they have brain and you can talk to them, they're not just Pets"
Ci którym nie chce się przebrnąć przez cały filmik niech skierują kursor na 2:50 - moment w którym człowiek mówi "Robią to do czego zostały stworzone, to przyjemność na to patrzeć". 


• Musiała tu pojawić się wzruszająca historia o piesku przezwyciężającym przeciwności. Mnie porusza historia Freedoma - niewidomego Syberian Husky. Ta "piątka" na koniec sprawia że w oczach mam łzy.

• No i bonus, bardzo motywujący mnie filmik. Osobiste, zakaz udostępniania tego na portalach. Miałam tego nikomu nie pokazywać ale ćśśś, przecież jej nie powiecie :)
Po godzinach rozmów na PW dotyczących zaprzęgów, dziewczyna przesłała mi maila takie cudo.
Może nic specjalnego pod względem wykonania, ale nie macie pojęcia jak urosło mi serce gdy zobaczyłam że dałam radę zarazić kogoś moją pasją :)



Pod postem linkujcie swoje ulubione filmiki. Nie koniecznie o psach.  Tylko proszę, nie o śpiewających kotach :P 

sobota, 26 września 2015

Pies na grzyby ! :)


Sezon grzybowy czas zacząć!
W dniu wczorajszym wzięliśmy więc naszą ulubioną przepinaną smycz, wygodne buty i profilaktyczną obrożę przeciw kleszczom (choć mamy kropelki ale w tej kwestii lepiej na zimne dmuchać) i wyruszyliśmy do lasu.
Spacer był dość długi, bo trasa ma około 3 kilometrów, plus jeszcze chodzenie po chaszczach.
Łapki księciunia oczywiście bolały.
Ale zapamiętale szukał grzybów. Z nosem przy ziemi poruszaliśmy się iście ślimaczym tempem bo oprócz tego że ja musiałam zajrzeć pod każdy krzak, to Cezar musiał później jeszcze ten krzak dokładnie obwąchać.
Nie znalazł grzybów nawet gdy na nich stanął .... -,-

















Ale liczą się chęci :)
Wróciliśmy do domu zmęczeni, pokłóci przez robale i cali w rzepach. Ale było warto. I wybierzemy się kolejny raz.


Dla was jednak mam przestrogę, z psem do lasu nie wolno! Mogą go wam odstrzelić (takie prawo leśniczego). My wspólnie wybieramy się tylko do lasów gdzie wiemy że nic nam nie grozi (w pobliżu miasta, niewielkie skupiska drzew) i to wyłącznie na krótkiej smyczy.
Ja mam ulubioną niebieską przepinaną smycz typu "warkocz"  LINK która po odpowiednim zamontowaniu zapina się na jedno z kółek dokładnie w moim pasie tak że nie spada i mam wolne ręce a Cezar ma nie więcej niż 1,5 metra przestrzeni obok.
Nigdy nie spuszczajcie psów ze smyczy w lesie, nawet jeśli są one posłuszne. Wystarczy złośliwy Leśniczy i możecie patrzeć na śmierć swojego psa będącego ledwo 10m od was. Znam taki przypadek, internety też o tym huczą.
Zabawa w grzybobranie swoją drogą, ale bezpieczeństwo przede wszystkim.

Obserwatorzy nie działają? kliknij obrazek!