wtorek, 10 lutego 2015

Nie poddam się!


Nadal działamy, Żyjemy, wszystko z nami w jak najlepszym porządku. 
Wczoraj odbył się nasz pierwszy w tym roku trening z oponą, bo na sanki jakoś się nie skusiliśmy (mimo tego że przez kilka dni leżało sporo śniegu). Wczoraj wszystko zaczęło się topić i mieliśmy zaledwie zlodowaciałą ścieżkę na motocross, ale starczyło. Czarek ładnie pracował, choć zdarzały się momenty gdy go poniosło i chciał biec, a na takim terenie trudno mi było za nim nadążyć.

Trzymamy formę. Znaczy się Cezar trzyma. Waga nie rusza się ani o kilogram, nadal ma piękne mięśnie, choć trochę spadły na rzecz zimowego tłuszczyku. Ale oceńcie sami, jest chyba OK :)


Dziś po dojściu na naszą łąkę "widokówkę" musieliśmy z psem pogodzić się że zima = R.I.P [*] Względem śniegu.
Zabawy co nie miara, pełno błota, brudu, wody, lodu :) No i standardowo najlepsza zabawa była z na wpół zamarzniętymi kałużami.



Cała ta awantura z moją rodziną wpłynęła na mnie bardzo motywująco. Od jakiegoś czasu użalałam się nad sobą i Czarkiem myśląc że nic nie osiągniemy. Bo bikejoring leży, zaprzęgi to tylko treningi z oponą bo wózka nie mam a sankami po żużlu nie pojeżdżę.... Posłuszeństwo nie jest naszą mocną stroną poza tym Cezar przestał mi reagować na smakołyki (dzięki tato!). Na canicross ja nie mam formy, a do trekkingu trzeba mieć tereny. A więc popadamy w marazm...
Miejmy nadzieję że ten rok przyniesie nam więcej pomysłów na wspólną pracę i zabawę. Może znajdę jakiś motywujący bydlę smakołyk i spróbujemy sztuczkować i liznąć OBI (typu kontakt, siad z marszu czy komendy na odległość).



Odezwiemy się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy nie działają? kliknij obrazek!